sobota, 26 września 2009

Telefony telefony

Nowy tydzień, nowe wrażenia :)
Po pierwsze, jeżeli kiedyś zechcesz narzekać na jakiekolwiek telefoniczne Biuro Obsługi Klienta w Polsce, dobrze się zastanów – tutaj jest jeszcze gorzej. Dla przykładu – wymyśliłam sobie mieć internet – ot tak, żeby być w kontakcie. Niby proste, ale tylko w teorii – bo w praktyce dostawcy internetu dzielą się na dwie kategorie – tych, którzy dostarczają internet mobilny, o prędkości zniedołężniałego żółwia i z limitami transferu danych, i tych od „normalnego” internetu. Tyle, że z tym drugimi jest pewien problem – trzeba posiadać linię telefoniczną BT, czyli ich odpowiednika TPSA. Zamówienie linii to pestka, chociaż słowotok konsultanta sprawił, że po 5 minutach słuchania mózg mi się wyłączył i tak do końca nie jestem pewna, czy zamawiając linię nie sprzedałam córki do haremu i nerki na przeszczep, ale jeszcze nikt się po to nie zgłosił, więc jestem dobrej myśli. Po zamówieniu linii można wykupić czasowe łącze – na przykład na 24 godziny – super! – tyle, że moje przestało działać po 6. I tu dochodzimy do sedna sprawy – telefoniczna helpline BT – pierwszy konsultant prawie się na mnie obraził, że dzwonię, bo przecież mogę skorzystać z pomocy online. Jak mu wyjaśniłam, że właśnie z tym online mam problem, przełączył mnie do drugiego konsultanta. Konsultant numer 2 zapewniał mnie, że to nie jest możliwe, by mieć internet bez linii, a jak mu wyjaśniłam, że na tej niemożliwości surfowałam całe 6 godzin, przełączył mnie do konsultanta nr.3. Ten powiedział, że on zajmuje się tylko telefonami, więc nic nie wie, i przełączył do numeru 4. Numer 4 zebrał ode mnie wszystkie dane, łącznie z imieniem nieślubnego dziecka mojej prababki, a potem powiedział, że wyśle mi sprawozdanie na maila. Podziękowałam za tego maila, jako że i tak nie mogłabym go odczytać, więc przełączył do numeru 5. Numer 5 ponownie zweryfikował dane a potem powiedział, że najlepiej będzie poczekać na normalny internet. A ja na to – no tak – ale ja zapłaciłam za te 24 godziny, więc albo kasa z powrotem albo internet. I tak oto zapracowałam na możliwość porozmawiania z numerem 6. Numer 6, z działu finansów, stwierdził, że rzeczywiście wpłaciłam pieniążki i niniejszym kupiłam internet, a gdy dowiedział się, że go nie ma, przełączył do numeru 7 – i tu zbliżamy się do końca tej historii – numer 7, chyba najbardziej „ogarnięty” ze wszystkich stwierdził, że tym zajmuje się specjalny call center, do którego mógłby mnie przełączyć, ale oni nie pracują w weekend, więc mnie nie przełączy :). Cała rozmowa trwała prawie 40 minut a w jej efekcie dostałam skurczu szyi (za krótki kabel w budce telefonicznej). Na dokładkę, podczas rozmowy jakiś pracowity pająk uwił nad drzwiami wejściowymi do budki niezłą pajęczynę i gdybym pogadała jeszcze z godzinkę to pewnie zacząłby mnie zżerać – w sumie fajna mu się zdobycz trafiła. A na marginesie – internet pojawił się godzinę później, zupełnie niespodziewanie – pewnie wcześniej miał przerwę na lunch, albo coś w tym stylu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz