sobota, 24 października 2009

I dodaj szczyptę Paracetamolu...

Ostatnio zastanawiałam się, po co koncerny farmaceutyczne na całym świecie wydają ogromne fortuny na wynajdowanie nowych leków i przeprowadzanie kosztownych badań i testów, skoro brytyjscy lekarzeż dawno wymyślili cudowny lek na absolutnie wszystko. Serio!
Kilka dni po przyjeździe zapisałam się tu do lekarza – nie było to łatwe, bo najpierw przez parę godzin poszukiwałam gabinetu - schodziłam całą wieś wzdłuż i wszerz, ale im dłużej chodziłam, tym bardziej okazywało się, że pod wskazanym adresem znajduje się jedynie zardzewiały blaszak, przypominający dawne sklepy spożywczo przemysłowe na komunistycznych wsiach o populacji 5i pół mieszkańca. Przy trzeciej rundzie dokoła blaszaka odważyłam się zapytać nadchodzącego tubylca, gdzie przyjmuje lekarz, a gdy tubylec wskazał rzeczony blaszak, miałam tylko dwie opcje: albo uznać, że tubylec stuknięty i zacząć czwartą rundę dokoła blaszaka, albo zaufać jego autochtońskiej wiedzy i przekonać się o tym osobiście. Ku memu zdziwieniu tubylec nie kłamał – w środku, na zydelku, siedział przyozdobiony w turban pan doktor. Po zadaniu mi kilku podchwytliwych pytań, podarował mi receptę na paracetamol – 300 sztuk, wystarczyłoby dla całej, dość licznej rodziny - bo przyznałam się, że trochę boli mnie kolano.
Kolejna wizyta, przy której skarżyłam się na ból gardła też zaowocowała receptą na paracetamol. Tak tak - kolejne 300 sztuk! Ból gardła – paracetamol. Ból głowy, paracetamol. Ból zęba – paracetamol. Później dowiedziałam się, ze przy porodzie też podają paracetamol. Depresja – paracetamol. Kłopoty ze snem – paracetamol itd itp.
A zatem, w sezonie intensywnie grypowym, gotując coś pysznego, nie zapomnij o szczypcie paracetamolu.... Może i nie pomoże, ale jak fajnie będzie smakować....

1 komentarz:

  1. Podejrzewam, że w krajach tzw. rozwiniętych, przeprowadzany jest tajny projekt społeczno - medyczny (w krajach tzw. rozwijających się jest jawny), czyli PRO - Progresywna Redukcja Obywateli.

    Podejrzewałam drzewiej, że ontaryjscy przyjaciele moi kpią sobie ze mnie racząc mnie opowieściami o wielogodzinym oczekiwaniu w kolejce do lekarza na emergency, i konieczności wypełniania podczas porodu/po postrzale/po zawale/podczas udaru/ podczas trepanacji czaszki/ licznych kwestionariuszy medycznych.

    Koleżance mej, wierzącej w kanadyjski system, udało się w wieku lat 42 zajść w ciążę - i, niestety poronić.

    Z jej opowieści(w szpitalu ontaryjskim na nocnym pogotowiu):

    - Który miesiąc?
    - Trzeci. Krwawię, mam bóle, jest mi słabo...
    - Pani poczeka, lekarz przyjdzie rano.
    - Ale ja mam krwotok!
    - OK, OK, take it easy...
    ---
    Jak żywo staje mi wtedy przed oczami scena z Monty Pythona:

    Pacjent (krwawiąc):
    - Pana pielęgniarka dźgnęła mnie nożem...
    - Lekarz (na luziku): No cóż, taka już ona jest, nieobliczalna...

    ***
    Po wielu latach ZUSowskiej szarpaniny osiągnęłam reszcie sukces zawodowy w postaci etetu. Idę zatem z kwitem ubezpieczeniowym do tzw. rejonu, gdyż albowiem kaszlę i rzęrzę.
    Przybywam, osiadam, okazuję tenże... Pani doktor, osłuchawszy mnie, wypisuje. Nagle... konsternacja:

    - A pani pali?

    Miotam się spocona, zawstydzona, i zaczynam bełkototliwie:

    - No tak, ale wie pani... ograniczam, i rzucam, i już prawie rzuciłam, i w ogóle...

    Na co pani doktor:

    - Czyli nie będzie pani przeszkadzało, jak ja zajaram?

    OdpowiedzUsuń